Niegdyś im bratem żerujący czerw
I słodkawa woń rozkładu
A dziś
Przekuci w wiekuisty blask
wyczyszczonej kości
Tysiąc piszczeli niczym batuty
Wybijają ciche stacatto
Poruszone oddechem żywych
W akompaniamencie
Lodowatej prawdy grobowca
Pogrzebanej w cieniu wiary
Żuchwa przeżuwa żuchwę
W tej trupiej symfonii chaosu
Proszalny pomruk spomiędzy tysiąca żeber
Którego człowiek nie chce słyszeć
Pozbawiona wzroku
Ziejąca pustką
Mozaika głów
Obdartych z twarzy
Oto kościany monument
Utkany z tysiąca piszczeli
Zespolonych setką przerwanych kręgów
na chwałę śmierci
Wielka wigilia spiętrzonych czaszek
Dryfujących w tym oceanie beznadziei
Po schodach cierpenia się wspieli
W górę… czy w dół
W proch, W pył